Romantyzm w Polsce cz.1
W pierwszej połowie XIX wieku puls sztuki polskiej był słaby – ledwo wyczuwalny. W drugiej połowie stulecia szybko wyrastają całe szeregi artystów pierwszorzędnych. Duch polski po swojemu pojmuje wszelkie nowe hasła i zdobycze. Nie maca one jego czystości – przeciwnie – dają mu nowe środki wypowiedzenia się. A chwila nadeszła, kiedy tego wypowiedzenia potrzebował i szukał. Świeżo przeżyty okres wielkiej poezji romantycznej podniecał jeszcze Psyche narodu i wyzwalał w niej nowe siły i potrzeby. Ale poezja wyczerpana zamilkła pozostawiając po sobie pustkę. Zapełniło ją malarstwo. Na wystawach międzynarodowych stwierdzono wobec świata odrębność i potęgę niespożytą ducha polskiego, twórczego mimo więzów niewoli.
Jest zrozumiałe, że w tych warunkach nie mogła powstać jednolita szkoła polska. Byli tylko liczni i wybitni artyści polscy. Ich skupienia były czysto mechaniczne. Jedni mieszkali w Warszawie 0 inni w Krakowie, niektórzy we Lwowie. W innych ogniskach polskiego życia, jak w Poznaniu lub Wilnie, pod wpływem ucisku politycznego życie zamarło, a dla sztuki zabrakło gruntu.
Ani Kraków, ani Warszawa nie mogły wystarczyć artystom w okresie ich kształcenia. Dlatego ciągnęli oni do większych ognisk, gdzie mogli żyć wśród podobnych sobie duchem, gdzie mogli zobaczyć dzieła wielkich mistrzów sobie współczesnych, albo niezastąpione skarby wieków ubiegłych. Więc jedni trafili do Monachium, inni do Paryża, inni do Wiednia, Rzymu, Petersburga. Każde z tych ognisk miało inne otoczenie, tradycje, kierunek i ton zasadniczy w nauczaniu. Toteż malarzy, którzy czerpali wiedzę ze studzien tak rożnych i nasiąkli nią w najwrażliwszym okresie życia, nic pozornie ze sobą nie łączyło.
Łączył ich jedynie duch rasy i poczucie polskości. Łączył i dzielił jednocześnie, bo wybitny indywidualizm Polaków nie pozwolił im łatwo iść w sztuce. Dlatego każdy poszedł swoimi szlakami nie troszcząc się o całość. Być może zresztą całości tej charakterystyczną i odmienną barwę nadaje ta właśnie pstrokacizna.